Nagrania
Długo zastanawiałem się, kto powinien nagrać partie saksofonu? Pierwszy wybór był oczywisty: autor. Niestety za tym wyborem szedł szereg wątpliwości. Dlaczego to właśnie ja mam być „wzorem”? Czy moja gra na pewno na to zasługuje? Nie, nie zasługuje. Przecież nie jestem idealny, są lepsi ode mnie.
Zaproszę do nagrań świetnego, uznanego Saksofonistę „X”.
Ale czy „Saksofonista X” powinien być wzorem? Przecież „Saksofonista Y” też jest świetny.
Może jednak najlepszy będzie „Saksofonista Z”?
Poczułem, że nie ma odpowiedzi na pytanie „kto jest najlepszy?”.
Odpowiedź była prosta: podręcznik jest o tym jak uczę, więc nagrań dokonają moi uczniowie!
To będzie dla nich niezapomniane przeżycie i świetna zabawa. Profesjonalne studio, mikrofony, reżyser dźwięku, to zupełnie inne środowisko niż klasa, czy scena. Ogromna ekscytacja, przygotowania…i zaczynamy!
Nie mam żadnych obaw. Uczniowie pełni zapału, proste nuty, świetny realizator. Jedna, dwie sesje i będzie gotowe! Super!
Zaczyna do mnie docierać, że mimo dobrego przygotowania nie będą to „dwie sesje”. Już wiem, że synchronizacja terminów nagrań z większą ilością osób będzie karkołomna. Musiałem wybrać jednego ucznia, który nagra solowy materiał, radząc sobie z presją czasu.
Mam przecież ucznia, który mimo młodego wieku i dwuletniego okresu nauki gry na saksofonie zdobył już sporo doświadczenia scenicznego, posiada ogromne zdolności manualne, świetnie czyta nuty, zdobywa nagrody i wyróżnienia na konkursach.
Niestety szybko zorientowałem się, że coś nie działa tak, jak trzeba. Pojawiają się kłopoty podczas nagrywania bardzo prostych rzeczy.
Może gorszy dzień? Nienajlepszy stroik? Nowe miejsce? Źle go motywuję?
Cierpliwie próbujemy jeszcze raz na kolejnej sesji… i jeszcze raz… i kolejna sesja. Jest nieźle, ale wolałbym lepiej.
Cierpliwości zaczyna brakować. Reżyser wychodzi do mnie z propozycją: „Adam, weź saksofon, nagraj wszystko i idziemy na obiad.”
Zastanawiałem się tylko chwilę…”To nie wchodzi w grę”.
Musiałem coś zrobić, ale nie wiedziałem co.
Okazało się, że wpadłem w pułapkę, idąc za zdolnościami ucznia, oczekiwaniami, potrzebą sukcesów, pomijałem najprostsze i najważniejsze elementy. Kolejny utwór, jeszcze trudniejszy, kolejny konkurs, kolejny sukces. WOW! Ale zdolny uczeń! Ale świetny nauczyciel!
Nagrania długich dźwięków okazały się zbyt trudne. Zaczynają się nerwy, zwiększa się presja czasu, koszty rosną…
Dotychczasowe starania zawiodły. Poniosłem porażkę.
Przyjąłem ją, choć nie było to łatwe. Co mogę jeszcze zrobić?
Może wrócić do oddechu? Do techniki wprowadzania powietrza do saksofonu? Może czas wytłumaczyć w jaki sposób uzyskać prawidłową intonację i barwę? Wygłaszanie zaklęć: „postaraj się grać czyściej”, „było zbyt nisko”, „było zbyt wysoko”, „spróbuj lepszą barwą”, były z perspektywy czasu po prostu zabawne.
Przecież chłopak sam słyszy, że barwa mogłaby być lepsza, intonacja pozostawia sporo do życzenia. Nie musiałem tego powtarzać.
Ok. Wracamy.
- Ćwiczenia oddechowe
- Ćwiczenia na ustniku
- Ćwiczenia intonacyjne
- Długie dźwięki
Analiza zmian w technice zadęcia. Jakie konkretne czynności wykonać, żeby osiągnąć pożądany efekt, bez złotych rad: „postaraj się bardziej”, „więcej ćwicz”, „graj lepszą barwą”, „posłuchaj jak ja gram” itp.
Po kilku miesiącach powrót do studia na kolejną sesję.
„Na czym skończyliśmy…? Ok, nagrywamy dalej. Proszę…”
Między mną, reżyserem a uczniem gruba szyba. Słyszy w słuchawkach tylko to, co chcemy, żeby słyszał. W głośnikach pojawia się dźwięk saksofonu zupełnie inny, niż na poprzednich sesjach. Nie musieliśmy nic mówić. Tylko spojrzenie, lekkie skinięcie głową i słowa realizatora do włączonego mikrofonu „Dziękuję. Poproszę następne. Gotowy? Poszło…”
Znów patrzymy na siebie z niedowierzaniem nad zmianą. Poprzednie nagranie to nie przypadek.
Włączamy mikrofon:
„Dziękuję, poproszę następne, gotowy? Poszło…”
Kolejne nagranie… i kolejne.
- Wróćmy do pierwszego ćwiczenia, ok?
- Ok.
Problemy zniknęły. Nagrania skończone.
Uczeń zaczął grać jeszcze lepiej. Już nigdy nie zwątpię w znaczenie podstawowych technik.